Bóg przemawia w ciszy
„Głośniej niźli w rozmowach Bóg przemawia w ciszy, I kto w sercu ucichnie, zaraz go usłyszy” pisał Adam Mickiewicz. A w dzisiejszym zabieganym, zakrzyczanym i głośnym świecie, nawet w modlitwie zapanowała tendencja do „zagadywania” Pana Boga. Modląc się „klepiemy” znane pacierze, przeważnie szybko i zupełnie bez refleksji. Przedstawiamy całą listę życzeń nazywając to, a jakże by inaczej, prośbami. Rzadziej dziękujemy za cokolwiek. Bo niby za co, w totolotka nie wygraliśmy. O uwielbieniu Boga w modlitwie nawet nie ma co wspominać.
Potem jesteśmy w stanie udowadniać innym, że Bóg nie interesuje się ludźmi ponieważ nie wysłuchuje naszych modlitw (czytaj: listy życzeń). Tyle, że Bogiem należy nawiązać osobistą więź, dzięki której możemy liczyć na wysłuchanie naszych modlitw. Na jakiej to niby podstawie uważamy inaczej? Wyobraźmy sobie, że pan Iksiński postanowił zwrócić się z prośbą do prezydenta państwa (którego nawet osobiście nie zna), by ten podżyrował mu pożyczkę na mieszkanie. Logicznym jest, że nie ma na to żadnych szans. Jeśli jednak o podżyrowanie pożyczki na mieszkanie poprosi prezydenta jego córka, to z całą pewnością się na to zgodzi. Więź ma znaczenie. Należy więc z Panem Bogiem się zaprzyjaźnić. Rozmawiać z Nim i w ciszy wsłuchiwać się w Jego głos.
„Bóg kocha ciszę (…) nie odnajdziemy Go w hałasie i zamieszaniu” – mówiła Matka Teresa z Kalkuty. Ale dzisiejsza intensywność życia powoduje, że człowiekowi ciężko jest się uspokoić, niekiedy nawet będąc w kościele. Trudno mu jest się ot tak wyciszyć i opanować emocje. Modlitwa jednak może się dokonać tylko wtedy i tylko tam, gdzie możemy milczeć i słuchać. Więc „gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego” [Mt 6,6]
Pewien człowiek spotkał znajomego, zapytał go dokąd idzie. Ten odparł, że wybiera się do lasu, aby się pomodlić. Dlaczego akurat do lasu? Bóg przecież jest wszędzie taki sam, więc modlić się możesz też wszędzie. To prawda odparł zapytany, ale problem tkwi w tym, że ja wszędzie nie jestem taki sam.
Żeby się modlić, żeby usłyszeć Boga trzeba najpierw odnaleźć siebie. Jest to niemożliwe bez ciszy. Wiele ludzi traktuje ciszę jako nieobecność słów. Otóż nie, cisza musi zapaść w człowieku. Samo milczenie nie gwarantuje spotkania z Tym, który zawsze przychodzi w ciszy.
Dla Boga nie było miejsca w gospodach betlejemskich, gdzie gwar, hałas, harmider, śpiew, śmiechy i zabawa. Próżno Go zatem szukać w takim otoczeniu. Jezus urodził się wśród ciszy nocnej w surowej skalnej grocie. I nie tylko urodził się w ciszy, ale też w ciszy odchodzącej nocy i wstającego poranka zmartwychwstał. Niebywałe, że dwa największe wydarzenia zbawcze dokonywały się właśnie w ciszy.
Aby usłyszeć Boga potrzeba wielkiego wyciszenia wewnętrznego. „A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze – trzęsienie ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień; Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu (…) wtedy rozległ się głos mówiący do niego: Co ty tu robisz Eliaszu? [1 Krl 19, 1-13].
Eliasz gotów był słuchać, jak Bóg mówi do niego pośród gromów. Jednak Boga nie było w tych wydawać by się mogło oznakach Jego mocy. Dopiero gdy ustał wielki hałas, Eliasz usłyszał „szmer łagodnego powiewu” i wtedy Bóg przemówił.
Przebywanie w ciszy jest ogromnie ważnym elementem życia duchowego człowieka i to niezależnie od tego czy jest on kapłanem, osobą konsekrowaną czy świecką. Gdzie indziej moglibyśmy powtórzyć za Samuelem: Mów, bo sługa Twój słucha.
A więc sza, cicho sza, czas na ciszę…
Stowarzyszenie Animatorów Trzeźwości – „BEZ TOASTU”
listopad – grudzień
Przemyśl 2015