Bieganie na mityngi to nie zdrowienie
Aneta Zdunek: Czy trudno jest powiedzieć sobie: jestem alkoholiczką, jestem alkoholikiem?
Bohdan T. Woronowicz:
Bardzo trudno, dlatego że słowo alkoholik kojarzy się z czymś złym, brzydkim, nieestetycznym, a nikt nie chce taki być. Ludzie, słysząc określenie „alkoholik”, nie widzą osoby chorej, uzależnionej, ale kogoś śmierdzącego, zasikanego, brudnego, rozrabiającego, sprawiającego kłopoty. Negatywny wydźwięk tego słowa jest bardzo mocny. Dla wielu osób przyznanie się do bycia alkoholikiem jest równoznaczne z zakwalifikowaniem ich do kategorii ludzi wyjętych ze społeczeństwa, w pewien sposób naznaczonych.
Czyli dalej myślimy stereotypami?
Na przestrzeni ostatnich 20–30 lat trochę się zmieniło, ale jest jeszcze sporo do zrobienia w kwestii uświadomienia społeczeństwu, czym tak naprawdę jest alkoholizm. Ciągle jeszcze więcej osób chętniej nazwie siebie świnią niż alkoholikiem. To łatwiej przejdzie przez usta.
Co jest najtrudniejsze do przezwyciężenia w chorobie alkoholowej?
Najtrudniejszy jest wstyd, który wiąże się z tym problemem. Zidentyfikowanie się z nim. A później konsekwentne trwanie w roli osoby, która potrafi rozwiązywać różne problemy nie poprzez alkohol. Przełamanie systemu zaprzeczeń, który jest, systemu zakłamania – to dotyczy każdego alkoholika. Przy czym trzeba pamiętać, że jeżeli alkoholik mówi, że on nie jest alkoholikiem, to nie jest to kłamstwem. On po prostu mówi swoją prawdę; nie uważa się za alkoholika, ponieważ widzi wokół siebie ludzi, którzy piją więcej. Jemu się wydaje, że skoro osiągnął w życiu różne sukcesy, to i z alkoholem sobie poradzi. Sam. Osoba uzależniona nie jest świadoma rozmiarów swojego problemu. Jeśli w ogóle coś dostrzega, to tylko jego fragment. To tak, jakby w okolicach Antarktydy płynący po oceanie żeglarz dostrzegł wyłaniającą się nagle z mgły dryfującą górę lodową. To, co wystaje ponad powierzchnię wody, stanowi jedynie niewielki fragment ogromnej bryły lodu oderwanej od lodowca. Podobnie osoba uzależniona widzi jedynie niewielki fragment swojego problemu alkoholowego.
W jaki sposób terapeuta może uświadomić osobie mającej problem z alkoholem, że to jest jej prawda subiektywna, kiedy mówi: ja nie jestem alkoholikiem?
Terapeuta to jest jedno, drugie to są bliscy, którzy bardzo często „sprzątają” po alkoholiku, naprawiają jego błędy, i w wyniku takiego postępowania nie dają mu skonfrontować się z efektami jego zachowań po alkoholu. I to jest najważniejsze.
Terapeuta podczas wywiadu z pacjentem może się starać podważać tę prawdę subiektywną, czyli pytać o pewne zdarzenia w taki sposób, aby ułatwić pacjentowi skojarzenie negatywnych rzeczy w jego życiu z używaniem alkoholu.
Zapewne często spotyka się Pan z sytuacją, kiedy przychodzi do Pana ktoś z rodziny, bliskich i pyta: co zrobić, żeby on(ona) nie pił(a)?
To ja im mówię, czego nie należy robić. Odpowiadam na opak, ponieważ osoby bliskie są najczęściej nieświadomymi pomocnikami w piciu i w największym chyba stopniu przyczyniają się do odwlekania decyzji o jego zaprzestaniu i zwróceniu się o pomoc. Mówię im, co robić, żeby nie pomagać w piciu.
A konkretnie co?
Na przykład, że chowanie i wylewanie alkoholu skłania jedynie alkoholika do bardziej desperackich prób zdobycia go, a przecież wiadomo, że w końcu i tak znajdzie sposób, żeby się napić. Wygłaszanie kazań nie ma również większego sensu, ponieważ osoba uzależniona prawdopodobnie wie już to wszystko, o czym chcemy jej powiedzieć, można natomiast sprowokować ją do kolejnych kłamstw i wymusić obietnice, których nie będzie w stanie dotrzymać. A dając się okłamywać i udając, że się wierzy, można doprowadzić do tego, że alkoholik dojdzie do przekonania, że potrafi nas przechytrzyć. Ponadto nie są nic warte groźby, których nie jest się w stanie spełnić. Pozwala to alkoholikowi sądzić, że swoich słów nie traktujemy poważnie. Wątpliwy sens ma robienie wyrzutów i wdawanie się w kłótnie, zwłaszcza wtedy, gdy alkoholik znajduje się pod wpływem alkoholu. I nade wszystko nie można chronić alkoholika przed ponoszeniem konsekwencji jego własnych, nieodpowiedzialnych zachowań, np. nieobecności w pracy, długów, bo to przekreśla szansę na to, aby zauważył, do czego doprowadziło go picie, i aby zechciał zmienić swoje dotychczasowe postępowanie.
Czyli najbliżsi mają za zadanie w pewnym sensie podnieść przysłowiowe „alkoholowe dno” osoby uzależnionej. Dość często mówi się, że alkoholik musi sięgnąć dna, żeby się od niego odbić. Ale bywa, że to dno dla niektórych jest usytuowane bardzo głęboko, dlatego warto spowodować, żeby taka osoba jak najwcześniej się z nim zetknęła, czyli dotkliwie odczuła konsekwencje swojego picia.
Z czym podczas terapii zetknie się osoba uzależniona, czego się dowie?
Dowie się, czym jest uzależnienie. Będzie miała możliwość skonfrontowania własnych doświadczeń z tym, co fachowcy nazywają uzależnieniem. I to jest myślę najważniejsze, bo dopóki człowiek nie zauważy choćby śladu problemu, to nie będzie w nim gotowości, żeby cokolwiek zmienić. A sama terapia nie polega na niczym innym jak na zmienianiu – zmienianiu siebie, najprościej mówiąc. Zmienianiu tego, co się ma w swojej głowie, duszy, na uczeniu się nowych zachowań itp.
Osoby, które zdecydują się na leczenie uzależnienia od alkoholu, ale także innych substancji psychoaktywnych, powinny wiedzieć, że uczestnicząc w profesjonalnie prowadzonym programie terapeutycznym, mogą liczyć także na uporządkowanie sfery życia uczuciowego poprzez naukę rozpoznawania, nazywania i adekwatnego wyrażania własnych uczuć, uzyskanie świadomości, że niektóre stany emocjonalne, np. złość, samotność pogarszają samopoczucie i mogą pociągać za sobą picie alkoholu; uporządkowanie sfery życia duchowego poprzez weryfikację własnego systemu wartości, budowę pozytywnej wizji samego siebie i swojego dalszego życia bez alkoholu; zweryfikowanie swoich zachowań poprzez m.in. znalezienie zależności między piciem alkoholu a własnymi zachowaniami, uzyskanie świadomości, że do zaprzestania picia konieczna jest modyfikacja niektórych zachowań oraz nauka nowych; uporządkowanie relacji społecznych, czyli nabycie umiejętności do lepszego komunikowania się i rozumienia innych ludzi, budowa nowych związków z osobami, które nie używają alkoholu w sposób destrukcyjny, nabycie umiejętności umożliwiających rozpoznawanie sytuacji zagrażających powrotem do picia.
W tej nauce nowych zachowań jednym z problemów jest m.in. asertywność czy raczej jej brak. Jak odmawiać, gdy inni częstują alkoholem?
Tego można się nauczyć. Do tego służą specjalne treningi. Kiedyś nazywaliśmy je treningiem odmawiania picia. Odkąd sięgam pamięcią był on jednym z elementów psychoterapii uzależnienia od alkoholu; pacjent mógł poćwiczyć pewne zachowania, jakieś swoje reakcje czy odpowiedzi na propozycje napicia się alkoholu. Później nadano temu „poważniej” brzmiącą nazwę − trening asertywnych zachowań abstynenckich. To jest ważne i tego w czasie terapii uczymy. Osobie, która w trakcie terapii lub po jej ukończeniu ma kontakt ze swoim dotychczasowym środowiskiem, trudno jest funkcjonować w nowej roli, dlatego że ona się zmienia, lecz nie zmienia się jej otoczenie. Krąg towarzyski pamięta ją jako kogoś, z kim można było się napić. I chętnie się to robiło. Kiedy się spotykają z taką osobą, to zachowują się tak samo jak poprzednio, i tu jest cała umiejętność, jak w zdecydowany sposób okazać, jednocześnie nieurażający tych ludzi, że chce się inaczej żyć.
Gdy osoba kończy terapię i wchodzi na ścieżkę dalszego zdrowienia, to najbliżsi często mówią: owszem problem z piciem zniknął, udało się pokonać wroga w postaci uzależnienia, ale my nadal nie umiemy ułożyć sobie wzajemnych relacji.
Po przejściu intensywnego programu psychoterapii uzależnienia bardzo ważne jest coś, co można nazwać utrwalaniem efektów tego programu. Jest to wręcz kluczowy element dalszego funkcjonowania osoby uzależnionej. Często daję pacjentom taki przykład, jak dziesiątki lat temu wywoływaliśmy filmy z moim tatą: najpierw się kliszę naświetlało, później wrzucało się naświetlony papier do wywoływacza, przepłukiwało i na końcu wrzucało do utrwalacza. I to, co się dzieje na terapii, jest takim wywoływaczem, natomiast później jest ważne to, co będzie się działo po podstawowym programie, czyli jak utrwalimy to, co udało nam się uzyskać w czasie terapii. Utrwalanie może się odbywać poprzez kontynuację terapii w kolejnych programach, bardziej zaawansowanych, dotyczących rozwoju osobistego. Można skorzystać z terapii par, terapii systemowej rodzin. Ale także spróbować „odpępowić się” od terapeutów, czego jestem gorącym zwolennikiem, i znaleźć wsparcie w grupach samopomocowych, np. AA. Tam zacząć rzetelnie realizować Program 12 Kroków. Robi się go, korzystając z pomocy sponsora, i to dopiero utrwala efekty osiągnięte na terapii oraz pozwala na dokonywanie istotnych zmian w swoim życiu. Można się nauczyć życia bez protezy alkoholowej.
Często nieodzowne jest skorzystanie z pomocy profesjonalistów, którzy mogą nauczyć nowego sposobu komunikowania się w związku. Będzie to łatwiejsze wówczas, kiedy druga osoba uczestniczyła w terapii współuzależnienia lub w spotkaniach grup rodzinnych Al-Anon. Wtedy lepiej zrozumie, na czym polega choroba partnera czy partnerki i swoje w niej funkcjonowanie. Zaniedbanie tej sprawy powoduje niejednokrotnie rozpad rodziny lub związku.
Jeśli ktoś z czytelników chciałby dowiedzieć się więcej na ten temat i na inne tematy związane z uzależnieniami, to polecam moją najnowszą książkę „Dasz radę!”, która jest jeszcze „ciepła”, bo ukazała się w maju tego roku.
Kiedy po raz pierwszy zetknął się Pan z ruchem AA?
Przeczytałem o nim, gdy zacząłem pracować, czyli 40 lat temu. Była taka książka dr. Henryka Zajączkowskiego „Leczenie alkoholizmu przewlekłego” i on w niej wspomniał, że w Stanach Zjednoczonych istnieją grupy alkoholików, które sobie dobrze radzą. Później był marzec 1980 roku. Byłem wtedy ordynatorem oddziału odwykowego w Instytucie Psychiatrii i Neurologii i razem z grupą byłych i aktualnych wówczas pacjentów pojechaliśmy na uroczystość 25- lub 30-lecia Poznańskiego Stowarzyszenia Klub Abstynenta. Tam po raz pierwszy w życiu spotkałem ludzi, którzy zabierając głos, przedstawiali się, dodając do swojego imienia słowo alkoholik. To było dla nich zupełnie naturalne. Słysząc to, bardzo się zdziwiłem, bo nie wyobrażałem sobie, żeby moim pacjentom przeszło to przez gardło. Podczas terapii próbowałem namówić ich do powiedzenia o sobie „jestem alkoholikiem”, ale mi nie wychodziło, rezygnowałem, bo bałem się, że za chwilę ktoś z nich dostanie zawału serca. To wiązało się u nich z ogromnym napięciem. Poznańscy koledzy powiedzieli mi wówczas, że uczestniczyłem w otwartym mityngu Anonimowych Alkoholików.
Muszę dodać, że po paru latach pracy z alkoholikami, na długo przed przyjazdem do Poznania, uświadomiłem sobie, że ja, jako lekarz, mogę pomóc osobie uzależnionej tylko do jakiegoś momentu. I zacząłem ze swoim byłym, niepijącym od paru lat, pacjentem wymyślać program terapeutyczny, w którym mógłbym razem z nim uczyć innych jego sposobu na niepicie. Ale kiedy zobaczyłem w Poznaniu, że coś takiego zostało już wymyślone w Stanach wiele lat temu, to powiedziałem pacjentom, że mnie się to bardzo podoba; inne osoby także pozytywnie odniosły się do tego, co zobaczyły podczas mityngu. Zaproponowałem moim pacjentom, że użyczę im pomieszczenia w Instytucie i jeśli tylko chcą, mogą stworzyć grupę AA. Pod koniec maja 1980 roku przyszli do mnie i tak odbył się pierwszy mityng w Instytucie.
W czym Pan upatruje siłę wspólnoty AA? Mówi się, że wspólnota pełni funkcje terapeutyczne, choć samej terapii się tam nie prowadzi.
To, co można uzyskać w psychoterapii uzależnienia, można też osiągnąć, realizując uczciwie ze sponsorem Program 12 Kroków Efekt będzie identyczny, czyli poprawa stanu zdrowia, funkcjonowania w życiu z wykorzystaniem metod psychologicznych. Znam sporo przypadków osób, które trafiały do różnych placówek terapii uzależnień, ale nie mogły znaleźć tam miejsca dla siebie i w pewnym momencie zetknęły się z grupą AA, i zostawały w niej. Dlaczego? Ponieważ dopiero tam, dzięki kontaktom z innymi alkoholikami, zidentyfikowały się ze swoją chorobą, zaczęły rozumieć, w jakim miejscu się znalazły i jak naprawdę wyglądają ich relacje z alkoholem oraz związane z nim zagrożenia. Moje wieloletnie doświadczenie pokazuje, że samotne wychodzenie z uzależnienia jest bardzo trudne. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, jeżeli ktoś zdecyduje się na terapię i tam w jakiś sposób zwiąże się z innymi, którzy podobnie jak on przyszli do tej placówki i uczą się żyć inaczej. Tak jest w grupach AA, gdzie ludzie wzajemnie się wspierają. Jeden drugiemu pokazuje, jakie są możliwości, co robić, żeby nie sięgać po kieliszek. Grupa AA zapewnia swoim członkom emocjonalne wsparcie i zrozumienie, akceptację problemu i doskonalenie umiejętności radzenia sobie z nim, rozładowanie emocji, wyjście z izolacji, stworzenie nowego układu stosunków i nowego sposobu życia, a więc stworzenie warunków do normalizacji życia. Dzięki innym osobom uzyskuje się pomoc w lepszym zrozumieniu problemu uzależnienia, można korzystać z doświadczeń innych alkoholików.
Ale trzeba też pamiętać, że samo chodzenie na spotkania AA, bez zagłębienia się w Program 12 Kroków, bez przerobienia tego Programu, wdrażania go w życie, nic nie da. Nie może być tak, że celem chodzenia na mityngi jest jedynie utrzymanie abstynencji, a nie trzeźwienie, poznawanie siebie, wewnętrzna przemiana.
Czasami rodziny mówią, że ich bliski nadal funkcjonuje w sposób patologiczny, bo picie alkoholu zastąpił chodzeniem na mityngi. Teraz wspólnota AA jest na pierwszym miejscu.
Nie mówią tak o tych, którzy trzeźwieją i zdrowieją. Rzeczywiście, są tacy, którzy tak jak poprzednio nie funkcjonowali w swoich rolach w rodzinie, bo pili, tak w nowej sytuacji też nie funkcjonują, z tą różnicą, że picie alkoholu zamienili na bieganie na mityngi. Ale to absolutnie nie ma nic wspólnego ze zdrowieniem. Ono bowiem polega m.in. na wywiązywaniu się ze swoich różnych ról, czyli powinieneś być ojcem, mężem, powinnaś być żoną, matką itd. W pierwszych miesiącach po terapii bardzo ważne jest, żeby zajmować się sobą, ale jeżeli ktoś na dłuższą metę zajmuje się tylko sobą, to na pewno, przy okazji, krzywdzi innych. Często nie zdając sobie z tego sprawy. Bez znalezienia równowagi między zdrowieniem a wywiązywaniem się z przypisanych ról społecznych i bez uczciwości, nie ma mowy o prawdziwym zdrowieniu – o trzeźwieniu. Jest to proces ciągły, który powinien trwać do końca życia, bo zawsze każdy z nas może coś nowego i dobrego wprowadzić do swojego życia. Dlatego współczuję tym wszystkim, a tacy niestety w AA się zdarzają, którzy zakończyli proces swojego zdrowienia, bo uznali, że już wyzdrowieli/wytrzeźwieli. Ja wolę kontakty z osobami trzeźwiejącymi, bo te osoby mają przed sobą lepszą przyszłość.
Trzeźwość jest rozumiana w AA znacznie szerzej niż sama abstynencja, ponieważ obejmuje ona również zmieniony sposób myślenia, odczuwania, traktowania siebie i innych, poprawę jakości życia oraz dojrzałe, a więc „trzeźwe” funkcjonowanie w życiu. Moim zdaniem trzeba mieć kogoś, kto tego nauczy i dobrze jest, żeby tym nauczycielem był inny alkoholik, który już w miarę uporządkował swoje życie.
W sierpniu tego roku obchodzimy 40 lat istnienia AA w Polsce. Z tej okazji odbędzie się Zlot Radości. Jak Pan ze swojej perspektywy ocenia zmiany w funkcjonowaniu wspólnoty AA w Polsce i stosunku do niej profesjonalistów?
Z profesjonalistami bywa różnie. Jest, niestety, zbyt wielu terapeutów, którzy nie wiedzą, na czym naprawdę polega Program 12 Kroków i co to takiego jest wspólnota AA. Ich wiedza opiera się na informacjach zasłyszanych, powierzchownych. I jest też spora część osób, które traktują AA jako konkurencję. Niektóre poradnie pozbyły się AA ze swoich lokali. Zdarzało się tak, że osoba, która przyszła do poradni i dowiedziała się, że funkcjonuje w niej grupa AA, porzucała leczenie i zaczynała chodzić na grupę, oczywiście nie pijąc. A wiadomo, że za pacjentem idą pieniądze z NFZ-u, w związku z tym w ramach takiej samoobrony niektóre placówki odrzuciły AA. To jest duży błąd, ponieważ najlepsze efekty osiąga się wtedy, kiedy potrafi się stworzyć harmonijne warunki do współpracy. Ja nigdy nie uważałem, że AA jest dla mnie konkurencją, wręcz przeciwnie, uważałem, że jako terapeuta powinienem proponować dodatkowe wsparcie dla moich pacjentów ze strony innych, podobnych do nich osób. Wiem, że wspólne doświadczenia łączą. Cała sztuka polega na tym, aby terapeuci potrafili współbrzmieć, współpracować z AA, bo to jest najkorzystniejsze dla pacjenta.
Na przestrzeni tych 40 lat zaszły bardzo duże zmiany w funkcjonowaniu AA w Polsce. Powstała Fundacja Biuro Służby Krajowej AA, została przetłumaczona większość pozycji literatury wspólnoty AA. W prasie są zamieszczane informacje o mityngach. Trzeba także pamiętać, że Program 12 Kroków znalazł szerokie zastosowanie w wielu innych grupach samopomocowych. Wspólnota Anonimowych Alkoholików w Polsce przyczyniła się do zmiany postaw społecznych wobec alkoholizmu i alkoholików oraz do zmiany oblicza lecznictwa odwykowego.
Większość placówek terapii uzależnień stosuje w swojej pracy elementy tzw. modelu Minnesota, który w podejściu do alkoholizmu i jego leczenia wykorzystuje filozofię AA. Niektórzy nawet nie wiedzą, że mają z tym modelem coś wspólnego, bo nikt im o tym nie powiedział, np. podczas szkoleń. Nie wiedzą, że proponowany pacjentom tzw. przewodnik samopoznania to w znacznym stopniu nic innego jak tylko zapożyczone i przetłumaczone wskazówki do pracy nad Krokiem Pierwszym Anonimowych Alkoholików. Nie jest to wymysł polskich specjalistów. Z kolei zdrowiejący alkoholicy na podstawie Programu, po przejściu profesjonalnego szkolenia bardzo często podejmują pracę w placówkach lecznictwa odwykowego w charakterze terapeutów uzależnień, są wśród nich także psychologowie i lekarze.
A co Bohdan Woronowicz zawdzięcza AA. Czy w ogóle coś zawdzięcza?
Oczywiście, że tak. Bardzo dużo. W wielkim skrócie − na pewno to, że od 28 lat nie palę. Słuchałem, o czym AA mówią na mityngach, część tego odniosłem do siebie, i do dzisiaj nie palę. Traktuję to jako jeden z największych albo nawet największy swój sukces życiowy. Chodząc na mityngi i słuchając różnych wypowiedzi, człowiek chcąc nie chcąc, zastanawia się także nad sobą i swoim postępowaniem. Dzięki mityngom miałem więc okazję prześwietlić siebie w różnych sprawach osobistych. Poza tym, na co dzień korzystam z „Modlitwy o Pogodę Ducha”. Bardzo mi to pomaga. Muszę też wspomnieć o tym, że mam ogromną satysfakcję z tego, że podsuwając swoim pacjentom pomysł na uczestniczenie we wspólnocie AA – mogę im bardziej skutecznie i trwale pomagać. Nie ulega wątpliwości, że poznanie i zrozumienie AA pomogło mi uwierzyć w to, że nie ma ludzi straconych, że każdemu można pomóc. I najważniejsze − utwierdziłem się w przekonaniu, że moja praca miała i ma sens.
„Świat Problemów”
Sierpień 2014